wtorek, 7 października 2014

`Luther ( Opowiadanie )



-Siedziałem na ławce przy placu zabaw i obserwowałem bawiące się dzieci. W ręku trzymałem kilka cukierków kupionych w pośpiechu. Rodzice innych dzieci witali się ze mną, biorąc mnie za ojca któregoś malucha. Mylili się i to bardzo. Moją uwagę przykuła dziewczynka bawiąca się w piaskownicy. Jej blond włosy były rozczochrane, ubrania brudne... Nie miała butów i chociaż na jej twarzy widniał uśmiech, na rękach i nogach dostrzegłem liczne siniaki. Czułem, że ona cierpi. Wtedy zdecydowałem. To ją ocalę. Podszedłem z uśmiechem na twarzy do dziewczynki i poczęstowałem ją jednym z cukierków.
-Tak... Rozumiem - agentka specjalna zanotowała moje zeznania co do słowa - Proszę mówić, co wydarzyło się dalej. - odchrząknąłem
-Następnego dnia wybrałem się do jej domu. Wiedziałem, gdzie mieszkała, ponieważ sama mi o tym powiedziała. Zadzwoniłem do drzwi. Musiałem chwilę poczekać, zanim ktokolwiek je otworzył. Ukazała się w nich matka dziewczynki. Była ubrana w strój najpewniej biurowy. Widać było, że pracuje całymi dniami i nie ma czasu dla swojego dziecka. Przedstawiłem się jako opiekun grupy przedszkolnej, do której uczęszczała jej córka. Kobieta oczywiście chciała dowodu mojej tożsamości, jednakże moment, w którym Julie, tak miała na imię dziewczynka, rzuciła mi się na szyję, zaniechał dalszych pytań o moją tożsamość. Pani Lanksford cały czas nerwowo zerkała na zegarek, czyli zapewne spieszyła się do pracy. Pamiętam wszystko dokładnie, ponieważ szukałem potwierdzeń moich podejrzeń wobec matki Julie. Poinformowałem ją, że w przedszkolu odbywały się zajęcia z policjantem, dlatego też wszystkie dzieci miały wrócić później niż zwykle i zostać bezpiecznie odwiezione do ich domów. Matka zgodziła się na późniejszy powrót dziewczynki.
-Tak, wszystko się zgadza. Zeznania matki ofiary były praktycznie identyczne. Co stało się dalej? - policjantka wyciągnęła z teczki jakieś dokumenty i zaczęła je czytać. Zdenerwowało mnie jej egoistyczne podejście do sprawy, jednak możliwe było, że ona jedynie udaje obojętną.
-Zabrałem dziewczynkę do domu. Nie byłem pracownikiem przedszkola. Kiedy weszliśmy do mojego mieszkania, poprosiłem ją, aby pooglądała sobie telewizję. Mała posłuchała się mnie i zabrała do oglądania bajek. Ja w tym czasie wykopałem głęboki dół w ogrodzie. Po kilkunastu minutach wszystko było już gotowe. Wszedłem do środka i poszedłem do kuchni. Wziąłem mój ulubiony nóż i poszedłem do pokoju. Dziewczynka spojrzała na mnie z lekkim przestrachem.
Spojrzałem jej prosto w kasztanowe oczy. Dziecko poderwało się z miejsca i zaczęło biec do drzwi. Schwyciłem ją za włosy i rzuciłem na podłogę. Nawet nie krzyknęła, kiedy wbiłem jej nóż prosto w serce. Może wiedziała, że to nie jest złe, że robię to po to, aby ją uwolnić. Nawet ja tego do końca nie rozumiem. - panna Penbar  znowu skrobała ołówkiem w jakimś notesie. Po chwili odłożyła go i ponownie spojrzała na mnie. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, w którym przebywaliśmy. Pokój przesłuchań. Była już czwarta, a przyszedłem tu o pierwszej. Z początku wszyscy podchodzili obojętnie do moich zeznań, jakby nie wierzyli, że zaledwie dwudziestolatek byłby zdolny do morderstwa.
-Kontynuuj proszę. - przerwała mi mój monolog wewnętrzny. Zero kultury. Ale ma to w sobie jakiś swój urok.
-Potem wyciąłem na jej klatce piersiowej znak krzyża... - zastanowiłem się chwilę - rana była głęboka na jakieś sześć centymetrów, może trochę więcej.. - pokiwała głową - Następnie przejechałem rozgrzanym do czerwoności pogrzebaczem po jej ranach. Zrobiłem to pod wpływem chwili, możliwe, że po to, aby zasklepić rany. - wzruszyłem ramionami i przeczesałem drżącą dłonią włosy. - Następnie ruszyłem w stronę łazienki i napuściłem wody do wanny. Wróciłem na dół, wziąłem Julie na ręce i zaniosłem ją do ''kąpieli'' - wykonałem rękoma w powietrzu znak cudzysłowiu - Kiedy obmyłem jej ciało, ubrałem ją w świeże ubrania, cały czas szepcząc do niej, że wszystko będzie w porządku, tak jakby... Mogę poprosić o wodę? - agentka skinęła na policjanta stojącego przy drzwiach. Tak jakbym może zamierzał zabić ją i jego ołówkiem, albo, co gorsza, teczką. Uśmiechnąłem się na tą myśl. Gliniarz z wściekłą miną postawił obok mnie plastikowy kubeczek. Wziąłem go i wypiłem do dna jego zawartość. Wstałem z zamiarem wyrzucenia go do śmieci, ale ten tępy ochroniarz skoczył przede mnie i posadził siłą z powrotem na krzesło, wyrwał mi kubeczek i burknął pod nosem coś w rodzaju ,, nikt nie pozwolił ci się stąd ruszać ''. Westchnąłem i przeniosłem spojrzenie na kobietę, która przyglądała się wszystkiemu z pewnym rozbawieniem.
-Tak jakby wciąż żyła - dokończyłem przerwany wątek - Potem podniosłem ją i skierowałem się w stronę wyjścia do ogrodu. Kiedy znalazłem się na zewnątrz, ułożyłem ciało małej w wcześniej wykopanym dole. Potem cytując fragment Biblii, zacząłem zakopywać zwłoki.
-Fragment Biblii.. To znaczy? - zmrużyła lekko oczy, starając się samej dojść o co mi chodziło.
- ''Pan zadaje śmierć, ale i przywraca do życia, Strąca do krainy umarłych, ale i wyprowadza.'' ''Ale ja dzięki sprawiedliwości ujrzę oblicze twoje, Kiedy się obudzę, nasycę się widokiem twoim.'' I tym podobne rzeczy.. - na jej twarzy malowało się szczere zainteresowanie. Jej osoba coraz bardziej mnie ciekawiła, wydawała się nie udawać, była po prostu... Sobą?
-Twoje zeznania zgadzają się z tym, co ustaliliśmy oraz z zeznaniami pani Lanksford. Jesteś więc winny popełnienia morderstwa.. Jednak wnioskuję z twojego zachowania, że nie byłeś do końca świadomy popełnionego czynu. Cały czas się jąkałeś, twoje ręce drżały.. A poza tym sam do nas przyszedłeś i przyznałeś się do zabójstwa. Nie mnie to oceniać, tylko psychologom, ale ja wypowiedziałam się na ten temat. - schowała dokumenty do teczki. Wstała z miejsca i zasunęła za sobą krzesło, po czym skierowała się w stronę wyjścia.
- I to tyle? - spytałem nieco zszokowany - Nic więcej nie dodasz? - zatrzymała się tuż przy drzwiach.
- Zostaniesz sprawiedliwe osądzony.'' A wielu z tych, którzy śpią w prochu ziemi, obudzą się, jedni do żywota wiecznego, a drudzy na hańbę i wieczne potępienie.'' - uśmiechnęła się do siebie, dała znak policjantom i zniknęła gdzieś za drzwami. To, co się działo potem nie było niczym nadzwyczajnym. Zaprowadzili mnie do aresztu. Przeprowadzono ze mną wiele testów psychologicznych, z których wynikało, że nie byłem do końca świadomy swoich czynów. Rozprawa też nie była jakaś nadzwyczajna. Powiedziałem wszystko to, co podczas przesłuchania, kilkoro świadków również się wypowiedziało. Matka dziewczynki na przemian płakała i krzyczała coś w moją stronę. Jej słowa dochodziły do mnie jak przez mgłę. Przez to wszystko przypomniałem sobie swoje dzieciństwo. Śmierć mojej matki była wstrząsająca. Miała wypadek samochodowy, zginęła na miejscu. Na szczęście miałem ojca.. Dla mnie nie na szczęście. Zaczął ostro nadużywać alkoholu, upijał się często do nieprzytomności. Z początku ignorował moją obecność w domu, ale w końcu zaczął mnie zauważać. Przypominałem mu swoją matkę. Pamiętam tylko jak wyciągał ze swojej szafy skórzany pas i bił mnie nim bez przerwy, czasami po kilka godzin. Nikt nic nie zauważał. Nie chciał zauważyć. A ja z dnia na dzień wyglądałem coraz gorzej. Pamiętam nawet, jak zagasił swojego papierosa na mojej ręce. Zacząłem krzyczeć, co rozzłościło go jeszcze bardziej. Uderzył mnie w twarz i gdyby nie to, że był kompletnie pijany i nie potrafił utrzymać się na nogach, oberwałbym jeszcze mocniej. To wszystko ciągnęło się przez kilka lat, do czasu kiedy przyjechała do nas z Oklahomy moja babcia od strony matki. Kiedy tylko weszła do naszego mieszkania, spojrzała na mnie zatroskanym wzrokiem, chwyciła mnie za rękę i wyprowadziła z tego piekła. Resztę pamiętam tylko częściowo. Mieszkałem u babci może 2 lata. Zmarła na zawał serca. Nie miałem już żadnej innej bliskiej rodziny, u której mógłbym zamieszkać, więc trafiłem do domu dziecka. To nie był dom dziecka. To było drugie już w moim życiu piekło. Nie chcę pamiętać twarzy wszystkich chłopców, wkradających się do mojego pokoju w nocy. Nie chcę pamiętać ich uśmiechów i szeptów. Chcę zapomnieć, ale nie potrafię.
-Panie Lutherze Costin, pytałem, czy chce coś pan jeszcze dodać. - sędzia spoglądał na mnie spod swoich okularów. Zamrugałem kilkakrotnie i z uśmiechem na twarzy powiedziałem:
-Nie żałuję tego co zrobiłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz